Relacja i wiedza

Myślenie relacyjno-rozwojowe, jak sama nazwa wskazuje, na pierwszym miejscu stawia relację.

Czy sama relacja leczy? Czy dobre relacje to może jedynie warunek konieczny właściwie prowadzonej terapii lub nauczania? 

   Warto zacząć od tego, że dobre relacje nie są po prostu synonimem miłej atmosfery. To nie o to chodzi, że ma być miło. Chodzi o to, żeby usłyszeć i zrozumieć czego potrzebuje od nas osoba, którą wspieramy. Nie zgadzamy się na stosowanie różnych metod w stosunku do osób z niepełnosprawnościami i autyzmem, w tym także (a może przede wszystkim) dzieci, bez zainteresowania ich punktem widzenia i bez uwzględniania go we wszystkich czynnościach jakie z nimi wykonujemy.

    Mamy świadomość, że r,zeczywistość z którą się codziennie spotykamy jest w dużej mierze sprzeczna z naszym podejściem. Nie oznacza to, że na przykład słowo „podmiotowość” nie jest powszechnie używane, ale że owa „podmiotowość” dzieci i osób wymagających wsparcia nie jest respektowana.

    Gdyby to było takie proste jak dajmy na to u lekarza. Pacjent przychodzi do lekarza, mówi, że boli go np. brzuch i lekarz zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą medyczną stosując odpowiednie procedury leczy chory brzuch. Taki medyczny model próbuje się często przenieść do pedagogiki czy psychologii. Nie jest to jednak możliwe bez uprzedmiotawiania drugiej osoby. Człowiek to nie brzuch, a jego problemy mają inną naturę niż dyskomfort fizyczny wynikający z cielesnej choroby.

    Człowiek jest zmienny, problemy, które go trapią są złożone i nieoczywiste, w wielu obszarach nieporównywalne z problemami innych. Każdy z nas ma inne życie i inną psychiczną konstrukcję. Dlatego nauczyciel, terapeuta, psycholog nie ma takiego komfortu jak lekarz bo porusza się w obszarze dużej nieoznaczoności. 

Najprościej jest nie uwzględniać perspektywy osoby z którą się pracuje. Wyznaczać sobie cele pracy arbitralnie. Takim celem może być dążenie do uzyskania w terapii w jakimś obszarze rozwojowym „średniej w populacji”. To dość oczywiste. Ale jeżeli naszego klienta osiągnięcie „średniej w populacji” nie interesuje? On chce od nas zupełnie coś innego? A co, jeśli zmienia swoje plany z godziny na godzinę, albo z minuty na minutę? Podmiotowość klienta może być najbardziej przeszkadzającym czynnikiem w realizowaniu „skutecznej i efektywnej” formy terapii bądź nauczania. 

    Dużo trudniej jest nieustannie uzgadniać z osobą z którą pracujemy cele i formy pracy. Podmiotowo traktowany człowiek szukający wsparcia, może wszystko zepsuć swoim zachowaniem czy nastawieniem, swoimi potrzebami i pomysłami. Ten niesamowity paradoks pedagogiki wynika z naszej silnej potrzeby kształtowania innych wg naszych pomysłów i dążenia do osiągania naszych celów terapeutycznych.

Czy to oznacza, że terapeuta czy nauczyciel nie mają prawa mieć swojego punktu widzenia, swoich oczekiwań, wymagań? Jak najbardziej mają do tego prawo, a nawet powinni je mieć! Problem polega na umiejętności przekonywania dzieci i osób dorosłych, którym pomagamy, do naszych specjalistycznych pomysłów. Wtedy wszystko pójdzie szybciej i cała nasza fachowa wiedza będzie miała szansę uszczęśliwiać nie nas, ale osoby którym pomagamy. 

Wiedza naukowa jest najbardziej potrzebna, ale powinna być używana wyłącznie z uwzględnianiem perspektywy osoby, którą wspieramy. Relacja jest jedynym sposobem zobaczenia tej perspektywy i jedynym pasem transmisyjnym umożliwiającym włączanie osób wspieranych do procesu terapii – dlatego jest taka ważna. No chyba, że ktoś jest przekonany, że można komuś pomóc bez uzyskania nie wymuszonej współpracy tej osoby ze specjalistą. 

Każda wiedza, ta naukowa również, może być używana przeciw i wbrew osobom, którym powinna służyć. Jak łatwo wykorzystać własną intelektualną przewagę, żeby wymuszać na zależnych od nas  osobach uległość. Ileż to razy, ta uległość jest uznawana przez specjalistów są terapeutyczny i edukacyjny sukces?

Jacek Kielin

Dodaj komentarz